Jak ja nie znoszę tego liceum!
Wszystkie moje koleżanki zostały w małopolskim, a moi starzy akurat teraz
wymyślili sobie przeprowadzkę do jakiejś dziury pod Warszawą. Jakby nie mogli
poczekać te 3 lata aż skończę liceum w miejscowości, którą znam od urodzenia.
Może byłoby mi łatwiej gdybym chociaż miał rodzeństwo...
- Patryk, czy ja ci w czymś
przeszkadzam teraz? – Słowa mojej polonistki wyrwały mnie z chwilowego zadumania.
- N-nie, prze pani, ja
wszystkiego słucham! – Skłamałem bez mrugnięcia okiem.
- Już ja wiem swoje –
odpowiedziała stara jędza – zrób coś pożytecznego i idź mi namoczyć gąbkę.
W jakich szkołach są jeszcze
tablice na kredę? Z tą myślą potulnie maszerowałem do szkolnej łazienki.
Właściwie nie znoszę moczyć gąbki, bo od tego ręce strasznie się niszczą i
dodatkowo śmierdzą zatęchłą wodą, a nie ma jak nawet ich umyć, bo i tak
wilgotną gąbkę trzeba donieść z powrotem do klasy. Ale nie będę się buntował,
to nie w moim stylu.
- Sieeema leszczu – usłyszałem
nagły głos, gdy tylko wszedłem do ubikacji dla chłopców. Kacper i Rafał. Z
drugiej „B”. Najgorsze ścierwa w tej szkole. Nie! Najgorsze ścierwa na całym
świecie! Asekuracyjnie spojrzałem za siebie, słyszałem, że ci dwaj uwielbiają
znęcać się na pierwszakach, a ja ani nie mam kolegów, którzy mogliby się za mną
wstawić, a przy sobie też nie mam pieniędzy, żeby ich ewentualnie przekupić. Może
uda mi się zawołać woźnego albo szybko wybiec.
- Nie bój się leszczyku! –
powiedział Kacper z uśmiechem pełnym połatanych i nieestetycznych zębów.
Zaciągnął się trzymanym przez siebie papierosem i ostentacyjnie dmuchnął dymem
w stronę niedziałającego czujnika dymu. – Nic ci nie zrobimy, nie Ralf? –
Śmiejąc się szturchnął swojego kompana.
- Zamknij mordę głupku! – Zrugał
go Rafał swoim delikatnym, ale niskim i męskim, niepasującym do jego twarzy,
głosem. – Zaraz ktoś tu przyjdzie, jak będziesz tak piał. – Uśmiechnąłem się. Faktycznie,
głos Kacpra, raczej przypominał chłopca w trakcie mutacji, a przecież on już
chyba jest pełnoletni. Na próżno też można szukać znaków zarostu na jego
gładkiej, pryszczatej twarzy. To nawet ja mam bardziej męskie rysy niż on –
chociaż, bez przesady.
- To cię śmieszy chłystku –
rzucił w moją stronę Rafał, przeszywając mnie swoim pewny i zagniewanym w tym
momencie wzrokiem. Nasze oczy się spotkały, przez ułamek sekundy wytrzymałem
jego silne spojrzenie, widziałem błysk w jego ciemnoniebieskich oczach, na
które gdzieniegdzie opadały kasztanowe włosy fikuśnie uczesanej grzywki.
- N-nie, nie, przepraszam, j-ja,
gąbka – wyjąkałem pokracznie. Nawet nie wiem, kiedy Rafał złapał mnie jedną
ręką z koszulę, przy samej szyi lekko ją szargając.
- Grzeczny Patryczek gąbeczkę
myje, cipkę tej starej babie też myjesz? – Obaj rubasznie się roześmiali.
Kacper zamachnął się i chciał mnie uderzyć, ale Rafał w ostatniej chwili
chwycił jego nadlatującą w kierunku mojego policzka dłoń.
- Gaś to! Ktoś idzie! –
Wykrzyknął przerażony Rafał, w tej samej sekundzie wyrzucając niedopalonego
papierosa do sedesu. Jednym ruchem wcisnął mnie do kabiny i lekko przymknął
drzwi.
- No proszę! Kogo my tu mamy –
wykrzyknął woźny – w końcu was mam gagatki! Do dyrektora za palenie fajek, ale
już! – wykrzyknął rozzłoszczony.
- Ale panie Staszku, tu nikt nie
pali – powiedział czarującym głosem Rafał. Słuchając ich krótkiej słownej
przepychanki obserwowałem pływające dwa niedopałki unoszące się na wodzie w
sedesie. Chwyciłem za papier, dorzuciłem go sporo na wierzch i spuściłem wodę.
Upewniłem się czy pety nie wydostaną się z powrotem po czym pewnie wyszedłem z
kabiny. Szturchnąłem przy tym Kacpra, który o mały włos nie stracił równowagi.
- Ty kurww… - zaklął na mnie pod
nosem, ale Rafał znów skarcił go srogim spojrzeniem.
- Morda, powiedziałem! – syknął.
– Patryk, prawda, że my tu nie paliliśmy? – Rzucił w moim kierunku. Doskonale
wiedziałem, że gdyby wylądowali u dyrektora za palenie w kiblu skończyłoby się
to naganą i wezwaniem rodziców. A cierpliwość starszych zarówno Kacpra jak i
przede wszystkim Rafała była stanowczo nadszargana.
- Tak. – Odpowiedziałem pewnie –
Koledzy tak tu tylko stali, bo widzi pan, ta kabina ma zepsuty zamek – zacząłem
pokazywać woźnemu co i jak, a on, z uwagą przyjrzał się drzwiom, zapewne
obmyślając co będzie potrzebne, żeby je naprawić.
- Dobra, zmykajcie stąd –
powiedział woźny wierząc w moje słowa – ale pamiętaj Jabłoński, mam cię na oku.
– Spojrzał groźnie w stronę Rafała.
Wyszliśmy w pośpiechu nie
odzywając się do siebie. Na twarzy Kacpra wciąż widniało olbrzymie niezadowolenie,
że nie mógł wyżyć się na mnie, ale oddzielał nas idący obok mnie Rafał.
- Dzięki, nie zapomnę ci tego –
Rzucił Rafał w moim kierunku – ale kasę i tak widzę po lekcjach.
Spojrzałem mu głęboko w jego niebieskie
oczy, lśniły, niczym dwa ciemne szafiry. Zorientowałem się, że spojrzenie jest
trochę zbyt długie i zbyt głębokie. Rafał uśmiechnął się, po czym zaśmiał się w
głos. Zaczerwieniłem się, przytaknąłem pod nosem i uciekłem do klasy.
Kolejne dwie lekcje myślałem
tylko o nim. Jego idealna twarz prześladowała mnie ciągle, więc zupełnie nie
mogłem skupić się na tym o czym mówią nauczyciele. Te przecudne oczy, ozdobione
delikatnymi, równymi brwiami, policzki, z lekko odznaczonymi kośćmi
policzkowymi, ukoronowane były zgrabnymi ustami, które skrywały szereg małych
bardzo białych i symetrycznych ząbków – ten właśnie obraz spowodował u mnie,
trwającą nieprzerwanie ponad godzinną erekcję.
Po lekcjach beztrosko wyszedłem
ze szkoły – jak zwykle sam. Moje dzisiejsze spotkanie, z Rafałem, sprawiło, że
humor mi dopisywał. Gorące promienie czerwcowego słońca ogrzewały mi zadowoloną
twarz. Pierwszy raz w tym roku szkolnym poczułem się prawdziwie szczęśliwy.
Właściwie sam nie wiem dlaczego. Sielanka zakończyła się, gdy zauważyłem Kacpra
i jego dwóch koleżków. Stali oni przy wejściu do parku, przez który wiodła
jedyna droga do mojego domu. Zwolniłem, otworzyłem szerzej przymknięte dobrym
samopoczuciem oczy. Zawahałem się. Może zawrócić i zadzwonić po ojca. Nie. Nie
będę znów robił z siebie ofiary. Przecież dziś im pomogłem. Pewnie nic mi nie
zrobią. Trochę pewniej ruszyłem w stronę parku. Kacper i jego świta ruszyli w
moim kierunku.
- Brać go! – Wykrzyknął nagle
Kacper. W tym samym momencie Michał i Jarek podbiegli do mnie i pochwycili mnie
za ręce. Straciłem równowagę i upadłem na kolana. Przyciągnęli mnie do Kacpra,
który z szyderczym uśmieszkiem wpatrywał się we mnie. Kacper nie był ideałem
piękna. Nie był nawet przeciętny. Miał bardzo zaniedbane zęby i zawsze
przetłuszczone włosy. W przeciwieństwie do gustownych perfum Rafała, od Kacpra
często biła nieprzyjemna woń potu. Szczególnie w tak upalne dni jak dziś. I te
pryszcze, czy on nie jest za stary na młodzieńczy trądzik? Nagle zamroczyło
mnie. Dopiero po chwili olbrzymiego bólu zrozumiałem, że Kacper kopnął mnie
celnie w krocze. Umiejętność walki na ulicy, to chyba jedyny aspekt, który trzymał
Rafała przy tym chłopaku. Przynajmniej wolałem tak to widzieć.
Kacper bełkotał coś w moim
kierunku, ale jego cios był na tyle silny, że nie rozumiałem nawet pojedynczych
słów. Zamroczony, wiedziałem tylko tyle, że ciągną mnie w kierunku zaułka, w
którym uwielbiali spożywać alkohol. Miejsce zupełnie na uboczu i bezpieczne, bo
żaden nauczyciel nie myślał nawet o zapuszczaniu się w te rejony dzielnicy. Po
chwili dotarliśmy na miejsce, ja cały poszargany przez wlekących mnie za ręce
chłopaków upadłem bezsilnie na ziemie. Kacper zaśmiał się z całych sił.
Brzmiało to bardzo sztucznie, jakby się do tego zmusił. Podniosłem się nieco i
sięgnąłem do plecaka po portfel.
- Prze-przepraszam, zapomniałem.
Tu są moje pieniądze – powiedziałem grzecznie zdając sobie sprawę z wagi
sytuacji. Oni mnie mogą tu zakatować na śmierć, a nie ma nikogo, kto
przyszedłby mi z pomocą!
- Przepraszam, zapomniałem –
przedrzeźniał mnie Kacper, a pozostali dwaj śmiali się wtórując mu – nienawidzę
cię gnoju! - Wrzasnął do mnie pełen nienawiści. Co ja mu takiego zrobiłem?
Wyjął nerwowo trzydzieści złotych, które znajdowało się w moim portfelu.
- Cooooo?! Co to kurwa ma być?! –
Znów wrzasnął w moim kierunku.
- N-no, pieniądze. –
odpowiedziałem niepewnie patrząc się w trawę.
- Kpisz sobie? To są jakieś marne
grosze! – Wrzeszczał nieustannie Kacper. Byłem przerażony. Zawsze brali haracz
w wysokości piętnastu złotych, byłem pewien, że podwójna suma ich zadowoli w zupełności.
- Widzisz, kujonie ilu nas tu
jest? – Rzucił łagodniej Kacper. – Powinno być w sumie ponad cztery dychy,
cioto. Co z nim zrobimy chłopaki?
- Możemy mu obić mordę, żeby
pamiętał na następny raz i nauczył się liczyć – zaśmiał się Michał.
- Nie, długi płaci się od razu.
Mam lepszy pomysł. Przytrzymajcie go. – Rozkazał Kacper chowając pieniądze do
tylnej kieszeni jeansów. Pozostali dwaj doskoczyli do mnie błyskawicznie i sprawili,
że klęczałem pod naporem ich, znacznie ode mnie większych, ciał. Nie mogłem się
wyswobodzić. Kacper przybliżał się w moim kierunku rozpinając pasek i
rozsuwając rozporek.
- Zapłacisz w naturze cioto,
chociaż i tak wiem, że to lubisz – rzucił i wszyscy trzej buchnęli śmiechem.
Nagle moim oczom ukazał się nabrzmiały penis, którego Kacper nieudacznie wyjął
z majtek. Przełknąłem ślinę. Rozejrzałem się nerwowo na boki i dostrzegłem
niepokojące wypukłości w kroczu zarówno u Michała jak i u Jarka. Z przerażeniem
spojrzałem przed siebie i w tym momencie poczułem lepkie łapy Kacpra na swojej
twarzy. Trzymane przez niego spodnie opadły do kostek, a skraj jego nieświeżej
koszulki drażnił mi oczy.
- Spróbuj ugryźć to stracisz
wszystkie zęby rozumiesz?! – warknął po czym silnie wsunął mi swojego penisa do
ust. Poczułem woń moczu wymieszanego ze spermą i potem. Wezbrało mi na wymioty,
ale w tym momencie Kacper dopchnął swojego sztywnego kutasa głębiej w moje
gardło. Poczułem lekkie pęknięcie – za sprawą moich zębów i podniebienia
zaskakująco ciasny napletek mojego największego wroga odkrył jego żołądź.
Kacper jęknął z rozkoszy, czułem jak jego ciało przechodzi dreszcz. Kątem
załzawionego oka zobaczyłem gęsią skórkę na jego nagich udach. Mój język
napełnił się mastką, która wydobyła się spod jego wędzidełka powodując u mnie
kolejną falę mdłości, potęgowaną tym, że penis Kacpra wszedł zbyt głęboko.
Zacząłem się krztusić, ale mój oponent nie ustępował. Kacper wypchnął biodra,
tak silnie, że pozostali dwaj mieli aż problem, by mnie utrzymać. Mój nos
wylądował w ohydnej kępie włosów łonowych Kacpra, a na dolnej wardze poczułem
jego jądra. Przytrzymał mnie za tył głowy i przyśpieszył ruchy. Łzy leciały mi
po policzkach, czułem się okropnie. Chciałem umrzeć. Kilka chwil dławienia się
obleśnym kutasem oraz kilka chwil wysiłku i sapania jego właściciela
zaowocowało dość obfitym wytryskiem wprost w moje usta. Kacper przy samym
finiszu złapał mnie za policzki i docisnął swoje ciało do moich ust.
Gigantyczny impuls orgazmu przeszedł przez jego ciało. Było po wszystkim, jakoś
dałem radę. Może mnie teraz wypuszczą? Kacper cofnął swojego olbrzymiego
penisa, z którego ściekła resztka spermy. Ja łapczywie złapałem powietrze,
chciałem wypluć jego nasienie, ale cały ładunek wylądował wprost w moim gardle,
więc mimowolnie połknąłem wszystko.
Oczy piekły mnie od łez, ale
czułem ulgę. Nie było tak źle jak się spodziewałem. Szkoda, że mój pierwszy raz
musiał odbyć się w takich okolicznościach i warunkach higienicznych, ale wbrew
sobie wciąż klęcząc, czułem pełną erekcję, która uciskała moje spodnie. Smak
jego spermy tylko wzmacniał to uczucie.
- No, to Michał, twoja kolej. –
Powiedział zadowolony Kacper wycierając w gacie swojego kutasa. Jak to?
Myślałem, że już spłaciłem swój dług? Jarek chwycił mnie od tyłu za dwie ręce
wyginając je tak, że sprawiało mi to wielki ból. Marcin podszedł naprzeciw mnie
i jednym ruchem opuścił swoje dresy i bokserki do kostek. Jego penis ślinił się
i był tak sztywny, że aż prawie dotykał jego podbrzusza. Rozmiarem o wiele
mniejszy od Kacpra, może dlatego, że Michał jest dość otyły. Tego nie
wytrzymam. W tej chwili poddałem się, przestałem nawet walczyć. Michał już
zbliżał się do moich ust, gdy nagle trzymający mnie Jarek jęknął i runął
bezwładnie przed siebie. Uderzył głową w głowę Michała i w tym samym momencie
poluźnił swój chwyt. Wykorzystałem moment i chwyciłem z całej siły za
sterczącego penisa Michała i pociągnąłem go w dół. Chłopak tylko zawył i upadł
z bólu obok swojego kolegi. Zmusiłem się do tego by się podnieść. Oszołomiony
zobaczyłem tylko leżącego Jarka z rozbitą głową i pokaźny zakrwawiony kamień
leżący obok. Michał zwijał się z bólu trzymając się za krocze. Kacper
zorientował się co się dzieje. Nachylił się by podnieść spodnie, ale w tej
samej chwili wyskoczył znikąd Rafał i kopnął go kolanem w nos. Rafał jest
znacznie większy od Kacpra i zdecydowanie lepiej radzi sobie w przypadkowej
walce, nawet z kilkoma przeciwnikami. Kacper aż podskoczył. Przyjął jeszcze
jeden cios w okolice wątroby i upadł zwijając się z bólu i kaszląc.
- A ty na co czekasz, zawijamy! –
Ryknął Rafał w moim kierunku silnie gestykulując. Zerwałem się na równe nogi i
pobiegłem za nim. Wspólnie dobiegliśmy do przystanku autobusowego i w ostatniej
chwili wskoczyliśmy do środka stojącego autobusu. W środku nie było nikogo, nie
licząc nas i kierowcy. Dyszałem. Serce biło mi z wrażenia i wstydu. Usiedliśmy.
Emocje trochę puściły. Poczułem się bezpiecznie. Adrenalina zeszła ze mnie i
dopiero teraz poczułem ból po kopniaku Kacpra. Nieświadomie chwyciłem się za
obolałe krocze.
- Co jest? Zrobili ci coś? –
Zapytał zaniepokojony Rafał.
- Nie, nie, nic mi nie jest,
dzięki. W ogóle, dzięki za ratunek, nie wiem jak ci się odwdzięczę. – Mówiąc to
rozpłakałem się jak dziecko. Rafał położył rękę na mojej głowie i przytulił
mnie lekko.
- Już jesteś bezpieczny. Po tym
co zrobiłeś dziś, tam w kiblu, zrozumiałem, że jesteś w porządku. A tych
skurwieli nie musisz się już obawiać. Uspokoiłem się. Przestałem drżeć i
szlochać. Moja głowa wciąż pozostawała na ramieniu Rafała.
- To mój przystanek. – Powiedział
swoim aksamitnym głosem Rafał. – Chodź do mnie, poproszę brata, żeby cię
odwiózł.
Nawet nie protestowałem.
Wysiedliśmy na przystanku i udaliśmy się w stronę domu Rafała. Szliśmy w
milczeniu. Po chwili byliśmy na miejscu. Rafał rozejrzał się, otworzył bramę,
bez słowa wyjął telefon i zadzwonił do brata. Nie ma go w domu, tak samo jak
rodziców, będą dopiero pod koniec weekendu.
- Słyszałeś, prawda? Wejdź w
takim razie, w końcu mam wolną chatę przez trzy dni, może się zrelaksujemy
jakoś, odreagujesz…
- Chętnie, dziękuję. –
Odpowiedziałem trochę zdziwiony, ale poczucie bezpieczeństwa i zaufania
względem Rafała mnie nie opuściło.
Dom Rafała był bardzo spory.
Zaadoptowana, dość przestronna część strychu stanowiła pokój mojego nowego
kolegi. Weszliśmy do środka. W pokoju panował dość duży bałagan. W każdym
miejscu, na podłodze, szafce nocnej, krześle przy biurku a nawet w
niepościelonym łóżku, leżały znoszone skarpetki, bokserki albo koszulki Rafała.
Na parapecie było widać dość dużą warstwę kurzu. Klasyczny pokój nastolatka.
Zupełnie przeciwny widok do mojego, idealnie wysprzątanego pokoju. Rafał rzucił
się z impetem na łóżko.
- Siadaj sobie gdzieś –
powiedział wskazując na krzesło. Dyskretnie zrzuciłem jedne jego bokserki na
ziemię, a na drugich usiadłem.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję
Rafał. – Powiedziałem patrząc na niego.
- Mieliśmy małą kłótnię z tym
idiotą Kacprem, chciałem mu wytłumaczyć, że jesteś spoko, ale najwidoczniej
jest bardziej upośledzony niż myślałem. Mam nadzieję, że nic ci nie zrobili.
Te słowa przypomniały mi o
bolącym przyrodzeniu. Dyskretnie poprawiłem jeansy na wysokości krocza.
- Co dostałeś w jajka? Przynieść
ci lodu? Zdejmij sobie spodnie będzie ci luźniej. – Mówiąc to zerwał się i
wyszedł z pokoju. Chętnie skorzystałem z propozycji. Poczułem się bardzo
odprężony i bezpieczny. Czułem jakbyśmy znali się od lat i kumplowali jeszcze
dłużej.
- Ooo, widzę, że nieźle dostałeś
– powiedział widząc olbrzymiego siniaka w okolicach mojej pachwiny – masz,
przyłóż sobie to złagodzi ból. – Podał mi kilka kostek lodu owiniętych w
materiałowy ręcznik. Usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w moją ranę.
- Ja… ja to zrobiłem… przymusił
mnie… - wydukałem.
- Ale co? Kto? – Dopytywał
zdziwiony.
- No wiesz… Kacper… Obciągnąłem
mu… - powiedziałem speszony.
- Wow, kurwa, nieźle, czyli się
spóźniłem?
- Nie, trudno, i tak dziękuję, skatowaliby
mnie na śmierć, gdyby nie ty.
- Wiem, że nie chcesz teraz o tym
rozmawiać, wyobrażam sobie, ale Kacper… to jest taki… taki…
- Brudas? – Dokończyłem zdanie za
niego.
- No tak, wiem, że ci to nie
pomoże, ale współczuje.
- Właśnie się zastanawiam, jak ty
z nim wytrzymujesz. Zawsze widywałem was razem.
- No, wszyscy się śmieją, że on
śmierdzi, ale mu to nie przeszkadza. A pomimo tego, że wygląda jak
gimnazjalistka, to potrafi załatwić szlugi, więc jest przydatny – zaśmiał się
Rafał. Też się zaśmiałem, to mi pomogło.
- Jak chcesz się wygadać to
śmiało, moja znajomość z tymi idiotami się zakończyła. – Zapewnił mnie, dając
do zrozumienia, że jest po mojej stronie.
- Nie, wiesz, głupio mi
strasznie.
- Ale to nie twoja wina, przecież
cię zmusił – przerwał mi Rafał – a ja zwyczajnie jestem ciekawy, jak t o jest.
Zdziwiony opowiedziałem mu
wszystko z detalami. Nie byłem przy tym skrępowany i bardzo dobrze nam się
rozmawiało. Mogłem u się zwierzyć. A on… on wyrażał szczere zainteresowanie i
troskę.
- Wiesz, nie dziwię ci się, że ci
stanął – powiedział niepewnie – mi stoi od samej tej opowieści, mimo, że to
było brutalne i wbrew twojej woli. Dawno chciałem tego spróbować, ale jedyna osobą,
której mogłem zaufać był właśnie ten przygłup Kacper.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś,
przecież on się ciebie boi? – wtrąciłem.
- Prawda. Jakiś czas temu nawet
spał tu u mnie. Waliliśmy obok siebie, ale… wołałbym to zrobić z osobą o
większej higienie… sam rozumiesz.
- Oj, tak, wszystko jasne! – obaj
zaśmialiśmy się.
- Mimo wszystko wytrysk miał
imponujący.
- Czyli zwaliliście razem?! –
Zapytałem z nieukrywanym zdziwieniem.
- Taak, zachlapał mi łóżko a
potem wytarł się w moje bokserki – wskazał leżące w łóżku czarne luźne bokserki
– wiesz, ja nie jestem pedałem ani nic, ale skoro już masz to za sobą, i
jeszcze ci stanął, to może… nie mówię, że dziś rozumiem… już od jakiegoś czasu
chciałem z tobą, ale nasze światy są zupełnie inne – wymamrotał niepewny.
- Ciiicho – położyłem mu pewnie
palec na ustach – nic już nie mów.
Odłożyłem lód na biurko i
klęknąłem przed nim. Zdecydowanym ruchem złapałem za jego pasek przy spodniach,
a on bez słowa pomógł mi go otworzyć. Nic nie mówił tylko patrzył na mnie tymi
swoimi przecudownymi szafirowymi oczami, które teraz lśniły jeszcze bardziej
niż zawsze. Źrenice miał olbrzymie, co potwierdzało fakt, że był bardzo
podniecony. Lekko uniósł tyłek a ja zdjąłem mu jeansy jednym ruchem. Przełknął
głośno ślinę. Bokserki aż darły się w szwach od nabrzmiałego penisa, którego
skrywały. Położyłem mu rękę na kroczu. Rafał odchylił głowę i głośno jęknął w
podnieceniu. Zauważyłem, że kutas zaczął mu już przeciekać, więc nie czekając
zwłoki, opuściłem bokserki na tyle, by wydobyć z nich Rafałowego penisa.
Był olbrzymi, myślałem, że Kacper
ma dużego, ale ten był jeszcze większy. Prawdziwe monstrum. Ledwo mieścił mi
się w dłoni. Chwyciłem go łapczywie. Pod palcami wyczułem, że okalające go
bruzdy, to żyły… wielkie, pełne krwi żyły. Był tak twardy, że wydawało mi się,
że trzymam kawałek solidnego drewna, albo metalową rurkę. Szarpnąłem w dół.
Rafał podskoczył. Nic nie powiedział, chociaż zrozumiałem, że go zabolało. Czy
oni wszyscy mają takie ciasne napletki? Delikatnie wziąłem go w usta. Poczułem
boski, świeży smak rówieśniczego penisa. Pomimo, że dzień się kończył, Rafał
wciąż utrzymywał pełnię higieny. Wziąłem go głębiej, poczułem jak pod naporem
moich ust powoli schodzi napletek z tego gigantycznego cudu. Z przyjemnością
zacząłem lizać go i pieścić językiem, co najwyraźniej mu się spodobało, bo
wypuścił z siebie kilka kropel bezsmakowego płynu. Powoli moja głowa zbliżała
się do brzucha Rafała. Pomimo, że miałem do czynienia ze znacznie większym
penisem, tym razem zupełnie się nie dławiłem. Może to przez brak pośpiechu. W
końcu mój nos wylądował w wydepilowanym nadbrzuszu Rafała. Czułem się
całkowicie wypełniony. Jego penis sięgał mi aż do gardła i pulsował w
niewyobrażalnym podnieceniu. Wycofałem lekko głowę i zacząłem nią dynamicznie
ruszać w tył i do przodu, ale po kilkunastu takich ruchach, olbrzymia ręka
Rafała wylądowała na mojej głowie dociskając ją. W tym samym momencie chłopak
wypiął biodra. Tym razem się lekko zakrztusiłem, ale boski smak spermy, który
poczułem właśnie na języku ukoił mnie. Moje marzenie się spełniło. Olbrzymie
ilości nasienia spływały po moim gardle i języku. Rafał jęczał szczytując, aż
po kilkunastu sekundach opadł bezsilnie na łóżko. Starannie i ze smakiem
oblizałem jego przyrodzenie pieszcząc przy tym spore jajka.
Wstałem, on spojrzał w moją
stronę, chciał chyba coś powiedzieć, ale dostrzegł wielką wilgotną plamę na
bokserkach, które wciąż miałem na sobie. Doszedłem nawet się nie dotykając.
Czułem się milion razy lepiej niż po zwykłej masturbacji. Rafał uśmiechnął się
tylko, po czym zrzucił z siebie, przy pomocy samych nóg, bokserki i spodnie, a
jednym ruchem ręki rozebrał się z koszulki. Rzucił ją niedbale w kąt.
- Rozbieraj się, poleżymy razem –
zaproponował i klepnął wolne miejsce obok siebie. Bez chwili zawahania, zrzuciłem
z siebie wszystkie ubrania i przytuliłem się mocno do mojego wymarzonego
chłopaka. Przykrył nas lekko kołdrą. Wciąż byłem wilgotny od własnej spermy.
Ten zapach i ciepło przyklejonych naszych ciał, przyklejonych do siebie,
spowodował, że usnęliśmy, po tym zwariowanym dniu…
No to teraz na serio muszę iść po chusteczki...
OdpowiedzUsuń